Mroczno, mroczniej… Batman
Za uczestnikami Oddziału nr 2, ale tylko tymi o mocnych nerwach i zamiłowaniu do bezwzględnych obrazów, najnowsza kinowa odsłona Mrocznego Rycerza.
Estetyka kina noir jest tu wyczuwalna na całego, atmosfera filmu jest od pierwszych scen niezwykle gęsta i mroczna. Często pada deszcz, a kolorystyka zdjęć (czerń i pomarańczowy) wprowadza niepokój i obawy. Batman (Robert Pattinson) jest oldskulowy, trochę emo, trochę „Upiór w operze”. Oczy ma pomalowane czarnym cieniem, dlatego w ciemności błyskają tylko ich białka.
Humor do filmu wprowadzają również odtwórcy drugiego planu. Colin Farrell ukryty pod monstrualnym make-up’em jako Pingwin, parodia włoskiego mafioso. John Turturro jako Carmine Falcone, niby zły jak noc, a jednak dobroduszny gość z kina braci Coenów. Paul Dano jako Człowiek-Zagadka, niepokojący nerd o spuchniętej twarzy, siedzący w barze nad kawą.
W muzyce autorstwa Michaela Giacchino, powtarzają się tylko dwa utwory: „Ave, Maria” unoszące do nieba i „Something in the way” Nirvany, ściągające w dół. Uporczywe wracanie do tych dwóch motywów ma sens, bo w końcu słychać melodię „Ave, Maria” w złowrogiej wersji, a song Kurta Cobaina w anielskiej. Utwory zamieniają się miejscami. Podobnie jak dobro i zło.
Nic nie jest czarno – białe…