Fordzie, Harrisonie a jednak Pan nie tonie
Patrz mi prosto w ekran - czyli kadr z "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia"
Uczestnicy Oddziału numer 2 z pewnymi obawami, ale jednak ochoczo i licznie, zmierzali w czwartkowe przedpołudnie do ciemnej sali zwanej potocznie kinową. Po 42 (!) latach od pierwszej części (tej o arce) a 15 lat od ostatniej (tej o czaszce) mogło być przecież bardzo różnie. Tymczasem Harrison w większości scen samodzielnie, w większości scen wizualnie znacznie młodszy niż na co dzień, w większości scen starszy niż dotychczas…
Tego rodzaju Harrison’owy „zabieg” (słowo zabieg przy jego wieku może nosić znamiona paramedyczne) miał jeden konkretny cel – przyciągnięcia do kin raczej metodą „sentymentalno-wspomnieniowo-przeżyjmy to jeszcze raz”.
Czy przeżyliśmy?
Niech każdy z widzów-uczestników oceni już samodzielnie ale warto zaznaczyć, że:
-
z kina wszyscy wyszli o własnych siłach
-
podczas projekcji wielokrotnie można było usłyszeć spontaniczne efekty czynności potocznie nazywanej „śmianiem się”
-
rozwiewając wątpliwości pani Moniki informujemy, że w kinowej kolejce premier czekają już dwa nowe filmy z Harrisonem (ale już bez Indiany i Jonesa)
P.S. Anegdota na „koniec”:
W internecie pojawił się fragment wywiadu z Harrisonem F., który przeprowadził w 2000 roku Conan O’Brien. Żartował on z niegasnącej popularności filmowej serii i profetycznie zaproponował, że Ford to może nawet występować w wieku 80 lat, a film mógłby nosić na przykład tytuł „Indiana Jones i wygodne łóżko”. Wszyscy (łącznie z wywiadowanym) śmiali się i śmiali.
A tymczasem minęły 23 lata… a Harrison po prostu wziął, zrobił charakteryzację… i zagrał. Co prawda w tytule nie ma mowy o żadnym wygodnym łóżku, jednak określenie „artefakt przeznaczenia” to wyjątkowo pojemna metafora.