My w mieście — miasto w nas.

Taki obraz

Druk okolicznościowy na czarnym papierze dedykowany Józefowi Czechowiczowi z fragmentem jego wiersza


Pewnie każde z miast chciałoby mieć o sobie piosenkę. Dobry wiersz, który ktoś zna i nie musi się wstydzić, że go pamięta.
Jak wiemy z piosenkami bywa bardzo różnie. Najczęściej po prostu nie za dobrze.

Do masowej wyobraźni statystycznego i niestatystycznego Polaka udało się przebić zaledwie kilku utworom.
Mamy „Sen o Warszawie” Czesława Niemena i „Warszawę” T.Love.
Są też, mniej popularne ale dobre, „Miasto Kraków” zespołu Homo Twist, „Kraków” Myslovitz oraz  „Ezoteryczny Poznań” zespołu Pidżama Porno. Gdzieś tam jeszcze daleko słychać  Lady Pank i „Stację Warszawa”.

I piosenkę o pewnym osiedlu w Warszawie o nazwie „Chomiczówka”

Z utworów bardziej przestrzenno-topograficzno-poetyckich warto wspomnieć o kolejowo-miłosnej balladzie „O Kutno” Jeremiego Przybory. Z zwracającym uwagę słowem „wyprałoś”.

Wśród przykładów mniej udanych artystycznie prowadzi „Miłość w Zakopanem” wiadomego autora oraz „Ustrzyki” KSU.

Itp, itdItp, itd, itd

A gdzie w tym wszystkim jest Lublin?
W masowej, muzycznej wyobraźni odnajdujemy, co prawda częstochowski ale rym, „…w kinie w Lublinie…” zespołu Brathanki.

Tylko tyle?
Mistrzowska pomoc przychodzi ze strony Józefa Czechowicza.
To właśnie jego osoba zaprowadziła uczestników Klubu Samopomocy „Galeria” do ośrodka „Brama Grodzka-Teatr NN”.

Spotkanie odbyło się w ramach obchodów 121 rocznicy urodzin pisarza. Od wielu już lat brama, dosłownie „brama i jej wnętrze” przypomina o tej dacie indywidualnym i grupowym czytaniem „Poematu o mieście Lublinie” oraz wspomnieniami grupy gości, których ożywia i otwiera wspólne hasło-klucz: Lublin.
Podobnie było i tym razem.

Sześć dorosłych osób siedzących na słabo oświetlonej scenie i publiczność widziana od tyłu

„Poemat o mieście Lublinie” został odczytany na siedem głosów indywidualnych i jeden grupowy (z naszym skromnym udziałem).
Na chwilę wskoczyliśmy do głębokiego basenu wypełnionego słowami, wspomnieniami i wyznaniami.
Józef Czechowicz ponownie przypomniał nam o sobie jako światło- i mroczno- czuły fotograf, który naświetla papier literami, prześwietla poszczególne bramy, ulice i dachy.
A na czas spotkania otwiera w Nas szeroko okna i zapala światło księżyca.

Dziękujemy

 

Skip to content